Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Woźny, wprowadź wspólniczkę oskarżonej.
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę bocznych drzwi, które otwarły się teraz, i ku wielkiemu wzruszeniu Gringoire’a, dały przejście prześlicznemu stworzeniu o wyzłoconych rogach i kopytkach. Powabna kózka zatrzymała się chwilkę na progu i wyciągnęła szyjkę, jakby z wierzchołka skały spozierała przed siebie na widnokrąg niezmierzony. Naraz spostrzegłszy cygankę, wywinęła młynka po nad stołem i głowami pisarzy trybunalskich, stanęła na równe nóżki, i za drugim z kolei zamaszystym zawrotem znalazła się u kolan swej pani, poczem zatoczyła się przymilająco u jej stóp, najwidoczniej prosząc o słówko i pieszczotę, ale oskarżona pozostała nieruchomą, i biedna Dżali nie otrzymała jednego nawet jej spojrzenia.
— Ale ba! — odezwała się stara Falourdelowa, — przecież to owa szkaradna bestja; doskonale poznaję je obie.
Wystąpił Jakób Charmolue:
— Za pozwoleniem prześwietnej izby, przejdziemy teraz do badania kozy.
Była to w rzeczy samej druga obwiniona. Nic zwyklejszego w owych czasach, jak proces o czarnoksięstwo, wytoczony zwierzęciu. Między innemi, znajdujemy w rachunkach kasztelanji za rok 1466 ciekawy szczegół kosztów sądowych