Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czy teraz pan widzi? jest tam otoczona halabardami.
— Cóż to za kobieta? — pytał Gringoire.
— Czy nie wiesz pan jak się nazywa?
— Ńie panie, dopiero przyszedłem. Domyślam się tylko, że sprawa jest o gusła lub czary bo inaczej cóżby tu robił oficjał duchowny.
— No tak! — powiedział nasz filozof, — zobaczymy teraz, co to za panowie w strojach urzędowych będą ssać krew ludzką. Spektakl równie dobry, jak każdy inny.
— Panie, — zauważył sąsiad, — czy znajdujesz, że mistrz Jakób Charmolue ma wyraz twarzy bardzo łagodny?
— Hm, — odrzekł Gringoire. — Nie ufam łagodności o nozdrzach cienkich i wąskich wargach.
W tem miejscu sąsiedzi nakazali milczenie rozmawiającym.
Odbierano bardzo ważne zeznanie.
— Wielmożni panowie, — mówiła pośrodku sali staruszka, której postać do tego stopnia była okryta łachmanami, że wydawała się jedną chodzącą szmatą, — wielmożni panowie! zdarzenie to jest równie prawdziwe, jak prawdą jest, że nazywam się Falourdelową, i od lat czterdziestu mieszkam na moście św. Michała Archanioła, za co najregularniej opłacam podatki, myta i czynsze, tuż naprzeciwko domu sławetnego Tassin Caillar-