Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wała się nie zwracać na to co robił najmniejszej uwagi. Oko walecznego rotmistrza pałało.
Nagle zwróciła się ku niemu:
— Phoebusie, — rzekła z wyrazem bezgranicznej miłości, — naucz mię swojej religji.
— Religji mej? — zawołał Phoebus i wybuchnął śmiechem, — Ja mam cię uczyć religji? Do djabła! na cóż ci się przyda moja religja?
— Żebyśmy się mogli pobrać, — odpowiedziała.
Twarz rotmistrza przybrała teraz wyraz, w którym mięszały się zdziwienie, pogarda, obojętność i nieokiełznana namiętność.
— No? — rzekł, — alboż to potrzeba nam ślubu?
Dziewczyna zbladła i opuściła głowę na pierś.
— Najdroższa! — zaczął czule Phoebus, — skąd ci te głupstwa przyszły do głowy? Wielka rzecz ślub! alboż się przezto więcej jest kochanym, że ksiądz ci po łacinie splunie na głowę?
Mówiąc to głosem, jak mógł najsłodszym, przysunął się jeszcze bliżej do cyganki, ręce objęły znowu swemi pieszczotami to delikatne i zwinne ciało; oko pałało żądzą straszliwą i należało przypuszczać, że zbliżał się do jednego z owych momentów, w których sam nawet Jo-