Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, dajmy pokój tej drobnostce, moja najdroższa! trzeba mi przyzwyczaić się do twego imienia, trudno. Niech no się go raz na pamięć nauczę, a pójdzie mi jak z płatka. Słuchaj więc, droga moja Similar, ubóstwiam cię namiętnie. Kocham cię tak, że to aż cud, dalibóg! Znam panienkę, która wskutek tego schnie z zazdrości...
Zadraśnięte dziewcze przerwało:
— Któż taki?
— Co to nas może obchodzić... kochasz mię?
— Ach... — odrzekła.
— No to dobrze! Zobaczysz jak ja cię kocham również. Niech mię tu na tem miejscu szatan Neptunus widłami swemi przebije, jeśli cię nie uczynię najszczęśliwszą istotą na świecie. Najmiemy sobie śliczny domek. Każę łucznikom mym paradować przed twemi oknami. Wszyscy do jednego są na koniach, na złość łucznikom rotmistrza Mignona. Mam halabardników, łuczników i kanonierów. Zaprowadzę cię na wielkie dziwowisko Paryża, do śpichrza Rully. Osiemdziesiąt tysięcy ludzi uzbrojonych; trzydzieści tysięcy błyszczących pancerzy i kolczug; sześćdziesiąt siedem sztandarów cechowych; chorągwie trybunalskie, chorągwie izby rachunkowej chorągwie regimentarskie, skarbnika mennicy, sło-