Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym kufrze, obok dymiącego kaganka, w którego świetle migotały archidjakonowi ich młode oblicza i nędzny tapczan w głębi facjatki.
Obok tapczana było okno z potłuczonemi szybami, niby pajęczyna skropiona deszczem. Przez szczerbate dziury szyb zamglonych widziałeś skrawek nieba i księżyc sennie chowający się pod płachty obłoków.
Młode dziewczę było zarumienione, drżące, zmieszane. Długie jej rzęsy spuszczone, ocieniały purpurowe policzki. Oficer, na którego nie śmiała oczu podnieść promieniował pożądaniem. Machinalnie, w zachwycającym ruchu zakłopotania, cyganka końcem palca kreśliła na ławce jakieś linje bezładne, i patrzyła na swój palec. Nóg jej nie było widać; na nich leżała koza skulona.
Odzież rotmistrza była wytworna, na jego szyji i u rękawów widniały pęki szychów i cacek: szczegół należący do wielkiej elegancji owoczesnej.
Tylko z trudem mógł Klaudjusz posłyszeć, co z sobą mówili, tak mu wciąż jeszcze krew w uszach szumiała i biła w skroniach.
(Nie ma nic szczególnego w rozmowach miłosnych. Wieczne „kocham cię“. Frazes pięknie Brzmiący, ale dla obojętnego słuchacza mdły i nudny; zwłaszcza jeśli mu nie towarzyszą żadne