Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.II.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

archidjakona? on sam tylko i Bóg mógł to wiedzieć.
Jaką rolę w jego myśli odgrywała teraz Esmeralda, Phoebus, Jakób Charmolue, młodszy brat jego tak ukochany, a zostawiony obecnie na ulicy? co myślał o swej godności archidjakońskiej, o czci swej, wystawionej na szwank przez wycieranie kątów Falourdełowej, o wszystkiem, co teraz przeżywał? Nie umiałby tego powiedzieć. Pewnem jest tylko, że wszystkie te obrazy tworzyły w jego umyśle jakiś okropny węzeł.
Czekał od kwadransa, a zdało mu się, że cały wiek upłynął. Naraz usłyszał skrzypnięcie szczebli drabinki; ktoś wchodził. Wieko podniosło się, ukazało się światło. W spróchniałych drzwiczkach nory KJaudjusza znajdowała się dość szeroka szczelina; przylgnął do niej twarzą. W ten sposób mógł widzieć wszystko, co się działo w sąsiedniej izdebce. Baba z twarzą kota, z kagankiem w ręku, wysunęła się pierwsza z pod odchylonego wieka, za nią Phoebus podkręcający wąsa, a dalej trzecia osoba, Esmeralda, postać piękna i powabna. KJaudjusz drgnął, jakby chmura zakryła mu oczy, serce zakołatało strasznie, wszystko w okół zaszumiało, zakręciło się... i nic już dalej nie widział, nie słyszał.
Gdy wrócił do przytomności, Fhoebus i Esmeralda znajdowali się sami; siedzieli na drewnia-