Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
78

wydało się tylko okropnem wykrzywieniem twarzy, było naturalnem obliczem człowieka.
Nie twarz sama, ale raczej cała postać była karykaturą. Ogromna głowa, najeżona rudymi włosami; między łopatkami olbrzymi garb; z przodu również garb; stopy i uda tak dziwacznie wykręcone, że stykać mogły się jedynie kolanami; ogromne stopy, potworne ręce i przy całem tem zniekształceniu, jakieś piętno siły, zręczności i odwagi: niezwykły wyjątek od odwiecznej normy, według której siła i piękno idą zawsze w parze. Takim był wybrany obecnie papież błaznów. Można go było wziąć za olbrzyma strzaskanego, a następnie niezręcznie napowrót skleconego.
Kiedy ten swego rodzaju cyklop stanął na progu kaplicy nieruchomy, przysadzisty, prawie równie szeroki jak wysoki, „kwadratowy“; jakby powiedział jeden wielki człowiek, tłum poznał go natychmiast po kurtce w połowie czerwonej, z naszytemi srebnemi wieżyczkami, a przedewszystkiem po doskonałej brzydocie. To też rozległy się wołania:
— Ależ to Quasimodo, dzwonnik! Quasimodo garbus z katedry Notre Dame! Quasimodo, jednooki! Quasimodo, kulas! Hurra! Niech żyje!
Jak widać z powyższego, nieborak miał przezwisk do wyboru.