Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
48

mu jego podwójna parantela, i wszystkie te doczesne rafy, między któremi musiała lawirować jego barka duchowna, żeby nie rozbić się czy to o Ludwika, czy o Karola, ową Scyllę i Charybdę, które pochłonęły księcia Nemours i konetabla de Saint­‑Pol. Dzięki opiece nieba przebył on szczęśliwie drogę między obu wirami i dobił cało do portu rzymskiego. I jakkolwiek był już w bezpiecznej przystani, albo właśnie dlatego że był już w przystani, nie bez strachu wspominał przebyte niebezpieczeństwa swego życia politycznego. Miał też zwyczaj mówić, że rok 1476 był dla niego czarnym i białym; rozumiejąc przez to, że w roku tym stracił swą matkę księżniczkę de Bourbonnais i kuzyna swego księcia de Bourgogne i że jedną żałobą pocieszył się po drugiej.
Zresztą był to człowiek dobry. Prowadził wesoły żywot kardynała, lubiał wino, nie czuł nienawiści do Ryszardy la Garmoise i pani Sailiarde, chętniej dawał jałmużnę pięknym dziewczynkom niż starym babom, a dla swych zalet bardzo był sympatycznym dla ludności Paryża. Ilekroć wychodził, otoczony był małym dworem biskupów i opatów, wysoko urodzonych, uprzejmych, lubiących zabawy i odprawiających w razie potrzeby nabożeństwa i nieraz poczciwe dewotki z Saint­‑Germain d’Auxerre, przechodząc wieczo-