Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/397

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chyba ma pojęcia o swej godności, co chrząszcz zamknięty w pudełku.
Na widok gołego garbu Quasimoda, jego wielbłądziej piersi, kosmatych i kościstych ramion, tłuszcza parsknęła szalonym śmiechem. Podczas tej wesołości, na pomoście ukazał się człowiek w mundurze urzędowym, niskiego wzrostu, ale barczysty i stanął za pacjentem. Jego nazwisko przelatywało z ust do ust wśród obecnych. Był to Pierrat Torterue, przysięgły kat Kasztelu.
Zaczął od postawienia na rogu pręgierza czarnej klepsydry, której górna część była na pełniona czerwonym piaskiem, przesypującym się do części dolnej, następne zrzucił z siebie kaftan i wtedy ujrzano w jego prawej ręce zawiesisty kańczuk z białych rzemieni, błyszczących, węzłowatych, splecionych razem i uzbrojonych w metalowe kruczki. Lewą dłonią zakasywał niedbale koszulę około ręki prawej aż do pachy.
Tymczasem Jehan Frollo nie przestawał krzyczeć, wznosząc po nad tłum swoją jasnowłosą, kędzierzawą czuprynę (wlazł bowiem na plecy Robka Poussepaina).
— Panowie i panie! chodźcież przyjrzeć się jak będą ćwiczyć przykładnie Quasimoda, dzwonnika mego brata, archidjakona Jozajskiego, raczcie spojrzeć na ten dziwny okaz wschodniego bu-