Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
31

— Kto mnie woła? — zapytał Jowisz, jakby ze snu przebudzony.
— Ja, — odpowiedział czarno ubrany mężczyzna.
— Ach! — rzekł Jowisz.
— Zaczynajcie natychmiast, — zawołał tamten.
— Trzeba uspokoić publiczność. Biorę na siebie odpowiedzialność wobec rządcy pałacu, a on już wytłumaczy nas wobec kardynała.
Jowisz odetchnął.
— Panowie mieszczanie, — zawołał, jak mógł najgłośniej do hałasującego i gniewnego tłumu, zaczynamy natychmiast.
— Evoe, Jupiter! Plaudite cives! — wołali żacy.
— Wierszy! Wierszy! — krzyczał lud.
Teraz nastąpił huragan oklasków i Jowisz zaszedł już do garderoby, a sala w dalszym ciągu rozbrzmiewała oklaskami.
Tymczasem nieznajomy, który tak cudownie zmienił burzę w pogodę, jak mówi stary poeta Corneille, wcisnął się z powrotem w cień kolumy i byłby tam długo pozostał niewidziany, niemy i nieruchomy, gdyby go nie przywołały siedzące w pierwszym rzędzie widzów dziewczęta; słyszały one jego rozmowę z Jowiszem.
— Mistrzu, — odezwała się jedna z nich, zapraszając go ruchem ręki do siebie...