Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
339

niemniej od niego zdziwiony, a przypuszczając, że śmiech widzów wywołany został jakimś niestosownym dowcipem oskarżonego, co poniekąd zdawał się potwierdzać ruch garbu, zaczął z wielkim oburzeniem łajać winowajcę.
Ten krok jednak nie zdołał powstrzymać wybuchu ogólnej wesołości. Owszem wydał się tak niezwykłym i komicznym, że śmiech szalony ogarnął wreszcie i obu woźnych sali sądowej, rodzaj halabardników, dla których głupota była częścią umundurowania. Jedynie Quasimodo zachował zwyczajną swą surowość i powagę, z tej przyczyny, że nie pojmował wcale tego, co się w koło niego działo. Sędzia podrażniony do najwyższego stopnia uznał za stosowne nie spuszczać z tonu; miał nadzieję, że w ten sposób zatrwoży oskarżonego i oddziała grozą na publiczność, zmuszając ją do szacunku, należnego swemu wysokiemu stanowisku.
— Ja cię nauczę draniu, — wołał, — łajdaku jeden, pozwalać sobie na żarty wobec sędziego śledczego, wobec urzędnika, któremu powierzono bezpieczeństwo publiczne Paryża i którego obowiązkiem jest ściganie zbrodni, przestępstw i hultajstwa; który nadzoruje rzemiosła i monopole; dba o utrzymanie bruków; zapobiega oszukaństwom w jatkach z kurami, ptactwem i zwierzyną; dogląda rzetelnej miary łuczywa i drzewa,