Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i Hutin de Mailly. — Grali w kostki, — no to co innego! Kiedyż zobaczymy to naszego rektora? Sto liwrów paryskich, jako grzywna do skarbu królewskiego! Barbedienne wali na oślep. Niech mnie djabli porwą, niech się stanę własnym bratem archidjakonem, jeśli to mnie odstraszy od gry; będę grał, przegrywał, wygrywał, grał we dnie, grał w nocy, będę żył grając, grając umrę, grać będę zawsze i wszędzie aż do ostatniej koszuli i jeszcze dalej, — O święty Barnabo! Co tu dziewcząt! Jed ne za drugą moje owieczki! Ambrozja Lecuyiere, Izabela La Paynette! Bernarda Gironin! Wszystkie stare znajome, tak mi Boże dopomóż! Skazane na kary pieniężne! Na grzywnę! Odechce się wam na drugi raz nosić złote opaski! Dziesięć soldów paryskich, zalotnice wy jedne! — O! staro mordo sędziowska, głucho i głupiał O, matołku Florjanie! O, beko Barbedienne! Popatrzno na niego! Dorwał się do korytka! żre skargi, procesy, żuje zapycha się, dławi. Grzywny, rzeczy bezpańskie, taksy, koszta, należności sądowe, wynagrodzenia, odszkodowania, tortura i więzienie, ciemnica i kajdany, konfiskata majątku, — to dla niego uczta i przysmak! — Spójrz na tę świnię! — Doskonałe! jeszcze jedna kapłanka miłości! Thibaud la Thibaude, ani mniej, ani więcej! — Zato, że wyszła poza ulicę Glatigny! — A kto jest ten