Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siadł właśnie przy świetle trójramiennego świecznika obok ogrom nej skrzyni, napełnionej rękopisami. Oparł się łokciem o otwartą książkę Honorjusza z Autun: „De praedestinatione et libero arbitrio“[1] i pogrążony w głęboką zadumę przerzucał karty jakiegoś drukowanego foljału, który właśnie przyniósł i który był w jego celi jedynym wytworem sztuki drukarskiej. Siedział tak zadumany, gdy usłyszał pukanie do dzwi.
— Kto tam? — zawołał mędrzec uprzejmym tonem buldoga głodnego, któremu, przeszkadza się w ogryzaniu kości. Z zewnątrz odpowiedziano:
— Przyjaciel wasz, Jakób Coictier.
— Podniósł się, by otworzyć.
Był to lekarz przyboczny króla; osobistość już nie młoda, lat około pięćdziesięciu, którego ostry wyraz twarzy łagodził wzrok chytry. Towarzyszył mu ktoś jeszcze. Obaj mieli na sobie szaty koloru siwego, podbite futrem z popielic, szczelnie pozapinane i przepasane; ich nakrycia głowy zrobione były z tejsamej materji i tego samego koloru. Ręce ich ginęły w obszernych rękawach, nogi kryły się pod fałdami kapot, a oczy pod kapturami.

— Boże, miej mnie w swej opiece! — rzekł archidjakon wprowadzając gości, — zaprawdę, pa-

  1. Po łacinie: O przeznaczeniu i wolności woli.