Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
129

— Caritatem![1] — jęczał niewidomy.
— La bona mancia! — wtórował mu paralityk.
A kulawy uzupełniał trio, powtarzając:
— Un pedaro de pan!
Gringoire zatkał sobie uszy.
— O wieżo Babel! — zawołał.
Począł biedz. Ślepy, kulawy i paralityk gonili za nim. Im dalej zapuszczał się w ulicę, tem więcej zjawiało się dokoła niego kalek, ślepców i paralityków; bez rąk, jednoocy, trędowaci ze swemi ranami wychodzili z domów, z bocznych uliczek, z piwnic, jęcząc, wyjąc, piszcząc wszyscy, utykając, przewracając się, podążając ku światłu, czołgając się w błocie, jak ślimaki po deszczu.
Gringoire, ciągle mając przy sobie trzech prześladowców, nie orjentował się, co z tego wyniknie i biegł razem z innymi, odpychał kulawych, potykał się o paralityków i szczudła kalek, jak ów kapitan angielski, który wpadł w gromadę krabów.

Wpadło mu na myśl, spróbować zawrócić. Ale było już za późno. Za nim ciągnęła cała armja, trzej zaś jego żebracy trzymali go silnie. Szedł więc naprzód, pędzony falą ludzką, strachem i jakimś zawrotem głowy, skutkiem którego wszystko to, co go otaczało, wydawało mu się strasznym snem.

  1. Po łacinie: Jałmużnę!