Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
128

Potem skutkiem nagłej asocjacji pojęć, uderzając się w czoło:
— Ale, ale — zawołał, — co oni rano rozumieli przez ten wyraz „Esmeralda“?
Chciał przyśpieszyć kroku, ale po raz trzeci zagrodziło mu coś drogę. To coś, a raczej ten ktoś, mały ślepiec o żydowskiej brodatej twarzy, kijem stukający dokoła siebie i ciągniony przez wielkiego psa, odezwał się przez nos węgierskim akcentem: „Facitote caritatem!“[1].
— Dzięki Bogu! — rzekł Piotr Gringoire. — Nareszcie ktoś, kto mówi językiem chrześcijańskim. Wyglądam nawet na takiego, który daje jałmużny, skoro przy mym chudym stanie kabzy proszą mnie tak pięknie o jałmużnę.
— Przyjacielu mój, — zwrócił się do ślepca, — zeszłego tygodnia sprzedałem ostatnią koszulę; to znaczy, ponieważ przemawiasz do mnie językiem Cicerona: Vendidi hebdomade nuper transita meam utlimam chemisam.

Po tych słowach odwrócił się od ślepca i poszedł dalej przed siebie. Ale ślepiec przyśpieszył równocześnie kroku; a paralityk i kulawy także z wielkim pośpiechem zaczęli uderzać o kamienie miseczkami i kulami. Potem wszyscy trzej krzyczeli równocześnie nad biednym Gringoirem swoje lamento.

  1. Po łacinie: Dajcie jałmużnę!