Strona:Wiktor Hugo - Katedra Notre-Dame w Paryżu T.I.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
116

— Nie widzę wiele logiki w tych ulicach! — powiedział Gringoire, zgubiwszy się zupełnie w zaułkach, które jednak młoda cyganka musiała znać doskonale, gdyż szła bez wahania i coraz przyśpieszając kroku. On zaś nie byłby zupełnie wiedział, gdzie się znajduje, gdyby nie ujrzał nagle na skręcie jednej z ulic ośmiokątnej masy pręgierza obok hal, którego szczyt ostro rysował się na tle oświetlonego okna jednego z domów przy ulicy Verdelet.
Od kilku chwil zwrócił on na siebie uwagę młodej dziewczyny; kilkakrotnie odwróciła głowę zaniepokojona; przystanęła nawet na chwilę i, korzystając ze smugi światła, padającej z niedomkniętych drzwi piekarni, zmierzyła Gringoire’a gniewnym wzrokiem od dołu do góry; potem zrobiła ową minkę, którą już znał, i poszła dalej.
Grymas niezadowolenia na jej twarzyczce zastanowił Gringoire’a. Wyrażał on lekceważenie ironiczne i pogardę. Skonfundowany pochylił głowę nasz poeta i zaczął liczyć kamienie w bruku; szedł już mniej odważnie i w większem oddaleniu od młodej dziewczyny, gdy wtem w pewnej odległości na załomie uliczki, w chwili gdy stracił ją zupełnie z oczu, usłyszał głos jej wołający przeraźliwie o pomoc.
Przyśpieszył kroku.
W ulicy panowała ciemność zupełna. Tylko