cami głów, tak prawie poukładanych i spakowanych, jak stosy kul po parkach artyleryjskich.
Powierzchnia ciżby téj na placu była szarą, brudną, gliniastą.
Widowisko, na które oczekiwała, należało najoczewiściéj do rzędu tych, które posiadają przywilej wyciągania i przyciągania ku sobie wszystkiego, co najplugawsze w gminie. Nie obrzydliwszego nad hałasy, wyrywające się z tego kipiącego błocka czepców żółtawych i zapylonych kudeł. W tłuszczy onéj więcéj było śmiechów, niźli krzyków, i więcéj kobiet, niźli mężczyzn.
Od czasu do czasu jeden to drugi głos ostry i donośny przedarł się przez rumor powszechny.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Héj Maćku Zurbo! czy to tam mają ją wieszać?
— Ośle dardański! to tylko pokuta publiczna! rozmowa z Panem Bogiem po łacinie przez usta biskupów! Zawsze się to tutaj odbywa, w południe. A jeżeli ci pilno do postronka, to ruszaj na plac grevski.
— Pójdę razem z tobą!
— Powiedz-no, pani Pafnucowo, czy prawda, że nie przyjęła spowiednika?
— Podobnoć, kumo Grzegorzowo.
— Widzisz ją, poganka!
— Trzeba wiedziéć waszmości, że taki jest zwyczaj. Starosta pałacu Sprawiedliwości obowiązany dostarczyć złoczyńcę całkiem już gotowego, jak na szubienicę: kasztelanowi paryzkiemu, gdy jest świecki, officyałowi, gdy należy do stanu duchownego.
— Bóg zapłać waszmości.
— O mój Boże! — zawołała Lilia — biedna istota!
Myśl o nieszezęśliwéj boleścią przepełniła jéj oczy, któremi po tłumach wodziła. Rotmistrz, zajęty daleko więcéj nią, niźli zbiorowiskiem hultajstwa, miłośnie miął jéj opaskę z tyłu. Odwróciła się błagająca i uśmiechnięta:
— Zostaw, Phoebusie kochany, proszę cię. Matka może nadejść i rękę zobaczy.
W téj akurat chwili południe bić zaczęło zwolna na zegarze katedralnym. Pomruk zadowolenia wydobył się z tłumów. Ostatnie echo dwunastego uderzenia nie przebrzmiało jeszcze, gdy wszystkie głowy wełnisto się naraz poruszyły, jako zboże w polu od dmuchnięcia wiatru. Po nad hałas niezmierny wybiegł jeden ogłuszający okrzyk, z bruku, z okien, z dachów: