Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dowodów lojalnego usposobienia w formie jak najgłębszych ukłonów przed najwyższym reprezentantem władzy. P. Precliczek, który był słusznego wzrostu i bardzo szczupły, szedł z głową mocno do góry zadartą, i założywszy ręce w tył, nadawał niemi rodzaj wahadłowego ruchu potężnej, trzcinowej lasce. Mniej lojalny spostrzegacz byłby może porównał spiczastą twarz pana Precliczka do fizyognomii gończaka, który zgubiwszy na ziemi trop zająca, szuka go w powietrzu i kiwa ogonem dla objawienia trapiącej go wewnątrz niepewności. Porównanie to byłoby może tem trafniejsze, że pan Precliczek w istocie zgubił był trop w owych czasach — było to w sierpniu r. 1866 — i nie wiedział, gdzie się podziała owa Umsturzpartei, której wyśledzenie było głównem zadaniem jego urzędowej działalności. Gdyby pan Precliczek czytywał był co więcej, oprócz rozporządzeń wydawanych przez prezydyum c. k. namiestnictwa i urzędowej, naówczas jeszcze wychodzącej Lemberger Zeitung, byłby może wiedział, że Umsturzpartei robiła właśnie plany odbudowania Polski za pomocą przemienienia Austryi w federacyę słowiańską, i byłby spał spokojnie. Ale nie wiedział o tem, i nie mógł pojąć, dlaczego n. p. onegdaj na imieninach u p. Kuderkiewicza, pierwszego radykała w powiecie, drugi radykał, pan Bzikowski, powstawszy przy stole z pełnym kielichem węgrzyna w dłoni, przemówił w następujące słowa:
— „Panowie! W miastach objawiają uczucia lojalne publicznemi demonstracyami, fakelcugami i adresami, ale my szlachta, choć nie robimy demonstracyj, tem mocniejsze w głębi serca żywimy przywiązanie do tronu i do monarchii. Dlatego też tutaj, w prywatnem, domowem, rodzinnem kółku, gdzie wszystko mówi się i robi od serca, po staropolsku, a nie dla oka ludzkiego, wnoszę toast: Niech żyje nasz Najjaśniejszy, Najmiłościwszy Pan, niech żyje nasz cesarz i król, Franciszek Józef Pierwszy!“
I stuknęły kielichy, i dwudziestu pięciu właścicieli tabularnych z powiatu Capowickiego powtórzyło z głębi serca i płuc okrzyk: Niech żyje! —- i każdy z nich płakał jak bóbr, oprócz p. Jakóba Bykowskiego, który płakał jak dwa