Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czyszczenia butów, kawałek chleba, grzebyk trochę wyszczerbiony, i inne tym podobne przybory kancelaryjne i toaletowe. Wśród tego wszystkiego, p. adjunkt urządził obecnie swoją gotowalnię, a to w ten sposób, że wystawił małą barykadę ze Zbioru ustaw i przepisów politycznych von Drdacki Ritter v. Ostow, z dwóch roczników c. k. Reichsgesetzblattu i z Istoryi drewniawo Gałyczsko–russkawo kniażestwa, którą to ostatnią nabył był za gotowe pieniądze, jako borytel i pokrowytel narodnosty, ale której jako niewtajemniczony w sztukę deszyfrowania zawilszych komplikacyj grażdanki, nigdy nie czytał. Nie przeszkadzało mu to jednakże powoływać się na to dzieło p. Zubrzyckiego, jako na źródło wszelkiej wiedzy i mądrości ludzkiej — ile razy indywidua, należące do Umsturzpartei, podawały w wątpliwość jaką tezę lojalną, n. p. potrzebę zaprowadzenia stanu oblężenia i wart chłopskich w r. 1864, albo potrzebę codziennych rewizyj po domach. Wówczas pan adjunkt z miną na wszystkie guziki zapiętą oświadczał, że Polacy jeszcze w przedhistorycznych czasach byli narodem na wskróś politycznie podejrzanym, i że ma w domu książkę, w której to „stoi wydrukowano“. O wszystkie te skarby literackie oparty był teraz kawałek źwierciadła bez ramek, tak wielki, że p. adjunkt mógł widzieć w nim swoją brodę i część sterczących nad nią dwóch zębów, a więc tyle, ile potrzeba było do wspomnianej powyżej mozolnej operacyi. Trzy czy cztery cięcia w twarzy świadczyły już o gorliwości, z jaką p. Sarafanowycz poświęcał się temu zajęciu, i nie słyszał nawet, gdy weszła pani Schwalbenschweifowa. Nakoniec, gdy już broda jego była według przepisu, bis an den Mundwinkel, tak gładką, jak mogła być w podobnych okolicznościach, obtarł się, i z tryumfującym uśmiechem admirował w źwierciedle upiększnie, jakiego świeżo doznało jego oblicze. Potem podparł się pod boki, wyciął prysiudę, wykręcił się na jednym obcasie, i spostrzegłszy panią amtsdienerowę, zawołał:
— A co! nie prawda, co fajns chłopiec?
— Ta–że! — odpowiedziała pani amtsdienerowa, nadając swojej fizyognomii wyraz tego najuniżeńszego uwiel-