Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

używać także ruskiego języka w rozmowie z ludem. Rzekł tedy z flegmą:
Stupaj prjamo!
He? — zapytał pałamar, otwierając gębę.
Kak szto ty, nie poniemajesz? Stupaj prjamo!
Ta w jaku bramu? — pytał dalej zdziwiony pałamar, który nie wiedział, że na abrazowannym, russkim jazykie „prosto“ mówi się: prjamo, podczas gdy w jego okolicy wyraz taki był zupełnie nie znanym i wydawał się zepsuciem słowa: brama.
Pan Artur czuł się dotkniętym w swojej filologicznej dumie, i dał pałamarowi do zrozumienia, iż jest krugom durakiem, bo jako ruski człowiek nie rozumie po rusku. Pałamar utrzymywał, że jest „Bih-me!“ Rusinem, ale ruszczyzny pana Artura „takoj ne rozumije“. Pan Artur pomyślał sobie wtenczas, że ów ksiądz w Błotniczanach miał podobnoś słuszność, i że „galilejscy“ filologowie nie mylą się, odróżniając tak mocno to co ruskie od rossyjskiego. Pałamar z Cewkowic należał snać także do tych filologów, bo po chwili namysłu, skrobiąc się w głowę, zapytał:
— A, perepraszaju honor pański, cy pan może.... Moskal?
Myśl ta wydała się panu Arturowi jenialną. Moskal powinienby być — tak sądził — miłym gościem w kraju, gdzie tak pilnie łowią emigrantów.
Nu, da, da! Ja ruskij! — potwierdził śpiewając z kacapska to potwierdzenie. Od tej chwili pałamar już się nie oglądał, ale zacinał konie i pędził z góry wąwozem, w który byli wjechali. Na dole droga zwracała się w bok, i nagle ukazała się ich oczom karczma, przed którą znajdowały się poręcze, zaimprowizowane z krzywych patyków. O te poręcze, jak broń na odwachu, oparte były trzy kosy, na sztorc oprawione, podczas gdy parobczak w kożuchu, w opończy i w sinych rękawicach stał na podsieniu i tupał nogami, aby się ogrzać. Na widok bryczki, pochwycił on za kosę, skrzyżował ją naprzeciw podróżnym, i zawołał:
Halt!