Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wytłumaczył kapralowi, że to brat hr. Cybulnickiego z Cybulowa, który przyjechał odwiedzić p. Kacprowskiego i nie zastał go w domu, i po niejakich małych trudnościach, załagodzonych dalszym traktamentem przyszłych bohaterów z pod Sadowej, waleczni ci wojownicy pozwolili p. Arturowi wyjechać bryczką ks. proboszcza. Dokąd? tego on sam nie wiedział.




ROZDZIAŁ XVIII,


w którym filologiczna wiedza p. Artura i rozum stanu pana Kołdunowicza znachodzą niejakie pole do popisu.


Księdzowa w Cewkowicach, kuzynka, jak wiemy, pani z Mohoryczewskich Kacprowskiej, była jedyną może w całej wsi osobą, której wyjazd pana Artura sprawił niejaką przykrość. Nie chodziło jej wprawdzie bynajmniej o to, ażeby tego dystyngowanego a nieszczęśliwego młodzieńca zatrzymać na plebanii, ale była niepocieszoną, że odjechał nie posiliwszy się niczem, nawet szklanką kawy — a to z powodu, że musiał się śpieszyć z wyjazdem, póki komendant patrolu zostawał pod dobroczynnym wpływem czaju. Bohater nasz, im dalej jechał, tem bardziej podzielał żal poczciwej księdzowej, od rana bowiem był bez pokarmu, a przejmujący wiatr marcowy ma to do siebie, że obudza apetyt nawet w takim żołądku, którego funkcyą jest wytwarzać krew dla najbardziej złamanego i zbolałego serca. Niema wątpliwości, że serce pana Artura cierpiało mocno w tej chwili, ale po niejakim czasie stało się dla niego samego trudnym do rozwiązania problematem, co mu bardziej dokucza — czy zdrada panny Róży, czy głód i zimno?
Zdradę mógł przynajmniej przypisywać własnej winie. Oszukiwał rodzinę Kacprowskich, udając coś, czem nie był z kolei sam się oszukał na pannie Róży. Spodziewał się, że po tylu gorących zapewnieniach miłości, po tak długiem