Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żyli się, że im dają źle jeść na kwaterach, jeszcze innych chwytały władze austryackie i zapełniały nimi więzienia. Rewizye bywały coraz częstsze, cudem tylko prawie jeszcze kilkuset cucyglerów było nieschwytanych. Nareszcie już, około Bożego Narodzenia, nawet w obwodzie Cybulowskim upieczono owe historyczne suchary, i nawet naczelnicy i komisarze wojenni tego obwodu poczynali się dziwić, dlaczego „władza wojenna“ nie prowadzi oddziałów „szachujących“ na nieprzyjaciela. Nastąpiło zobojętnienie powszechne, rozprzężenie i nieład. Panowie Byczykowscy młodzi coraz mniej gorliwie skubali szarpie, a pan Byczykowski ojciec nie chciał już trzymać ani jednego powstańca w swoim domu. Nawet N. P. B. K. już mniej gorliwie prowadził swoje funkcye urzędowe, i numera kilku ważnych „kawałków“ nie były zaciągnięte do protokołu. Czerwone stronnictwo poczęło się ruszać, zwołano wielki mityng do Cewkowic, na którym pan Meliton oświadczył zgromadzonym u niego czternastu obywatelom, że nadużycie władz wojskowych doszły do niemniej wysokiego stopnia, jak nieradność władz cywilnych, i że potrzeba koniecznie kierownictwo sprawy narodowej oddać w młodsze i gorętsze ręce. Sąsiedzi zrozumieli od razu, że „młodsze i gorętsze ręce“, są to ręce pana Wincentego, o którym może już czytelnicy wiedzą, że był młodym i okrutnie gorącym. Poczyniono tedy różne kroki, ażeby energiczniej popierać powstanie, i ażeby ster z białych, starych i zimnych rąk dostał się w ręce czerwone, młode i gorące.
Nigdy jeszcze nic tak zuchwałego nie stało się było w obwodzie Cybulowskim. Był to formalny spisek, rewulucya w rewolucyi. N. O. C. C. C. wezwał N. P. B. K. umyślnym kuryerem do siebie i przedstawił mu niesłychane niebezpieczeństwa, jakie ztąd wyniknąć mogą dla okolicy, dla obwodu i dla kraju całego. Rzecz oczywista, iż czerwoni najprzód za pomocą ludu wiejskiego wyrzną białych, a potem zrobią rewolucyą w Galicyi. To, co pan Optymowicz pisał niedawno w „Tece Stańczyka“ jest plagiatem, N. O C. C. C. mówił już bowiem to samo przed sześciu laty.