Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okazye, jak dzisiejsza. Gdy już obydwaj panowie zajęli swoje miejsca w tym okazałym przyrządzie podróżnym, pokazało się, że „kara“ nie chciała na żaden sposób ruszyć z miejsca, podczas gdy bułan i szpak, zaprzęgnięte w lejcu, okazywały nierównie większą skłonność do kręcenia się naokoło kocza, aniżeli do ciągnięcia go w prostym kierunku naprzód. Książę, niezbyt zapewne oswojony z temi trudnościami, towarzyszącemi wyjazdowi w drogę, nie mógł utaić swego niepokoju, ale p. Bogdan zapewniał go, iż to tylko tak „z miejsca“, i że potem konie pójdą doskonale, bo są łagodne jak dzieci, i własnego chowu. „Kara“ potwierdziła te słowa swego pana, tłukąc tylnemi kopytami o kozioł, podczas gdy bułan i szpak porozumiawszy się, po niejakiej różnicy w zdaniach, co do dalszej drogi postępowania, mimo wszelkich napomnień woźnicy znalazły się wkrótce obok drzwiczek kocza z tej strony, z której siedział pan Artur. Ale połączonym usiłowaniom całego personalu stajennego, pod kierownictwem młodego p. Kołdunowicza, udało się po niejakim czasie pokonać tę nieprzewidzianą opozycyę, i czwórka wraz z koczem wyleciała pędem z podwórca, całkiem szczęśliwie i bez szwanku dla podróżnych. Za bramą, bułan zrozumiał doskonale, iż zamiarem księcia A. C. jakoteż N. P. B. K. jest udać się do Cewkowic, ale szpak na przekór swemu koledze rwał się w stronę Cybulowa, podczas gdy kara starała się przekonać całe towarzystwo, że najstosowniej będzie, jeżeli wcale nie wyruszą z Telatyna, i obstawała tak uporczywie przy swojej biernej opozycyi, polegającej na nieruszaniu się z miejsca, jak gdyby była federalistką z przekonania, i jak gdyby gorzka ironia losu zmuszała ją wieźć delegatów do Rady państwa. Sprzeczne te dążności rumaków p. Kołdunowicza wprawiały kocz w ruchy tak nieregularne i gwałtowne, jak okręt podczas burzy na morzu, i p. Artur po raz drugi zabierał się wyskoczyć na ziemię. Ale pan Bogdan wstrzymał go jednym giestem, wstał, oparł się kolanem o siedzenie na przodzie, i nie mówiąc ani słowa, począł okładać pięścią plecy swego woźnicy, wystawione na ten grad pocisków bez żadnej na-