Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jej szyku (t. j. w języku koroniarskim: zaimponowałem jej), i grubo się jej podobałem“. Pan Artur był tego przekonania, że nie mógł „nie podobać się grubo“ nikomu, skoro sobie zadał pracę zaimponowania mu swoim „szykiem“. Postanowił tedy, w razie dłuższego pobytu w Błotniczanach, korzystać z dobrej sposobności, i bodaj wzbogacić rozpoczęty we Lwowie zbiór fotografij pięknych Galicyanek nowym egzemplarzem.
Pozwalam ślicznym moim czytelniczkom, by mię wyręczyły w tem miejscu, i za niestałość pana Artura cisnęły klątwę na cały nasz rodzaj męzki. Mnie — ręce już opadają, pracuję od lat czterdziestu kilku nad reformą tego motylkowatego rodzaju, męczę się, peroruję, piszę, zaklinam, przeklinam — wszystko daremne: dotychczas ani jednego, nawet tego, co to pisze, nie zdołałem nawrócić. Jeszcze Rusin, albo Litwin, to pół biedy, ale na zachód od Sanu, Bugu i Niemna nie szukajcie moje panny i panie, wierności i stałości! Sprawiedliwość nakazuje mi atoli dodać, że nietylko Rusinki i Litwinki mogą robić ten zarzut Wielkopolanom, Mazurom i Krakowianom, ale także i na płeć piękną w tych ostatnich stronach wyrzekają niektórzy Rusini i Litwini. Pewien Ukrainiec zostawił w mojej tece dumkę, która kończy się tą zwrotką:

Szabla moja i drużyna
Do ostatka wierna była:
Tylko jedna — ach! jedyna....
Tylko Laszka mię zdradziła!

Dosyć jednak tych wzajemnych rekryminacyj, po których uśmierzeniu zostaje nam nagi fakt, że p. Artur Kukielski wyjechawszy o godzinie 6tej rano ze Lwowa, po doskonałej kawie, przyrządzonej własnoręcznie przez panią Małgorzatę, i po rogalkach, podanych mu przez pannę Celinę, jakoteż po łzawej scenie pożegnania z temi dwoma pięknemi istotami, których serca uwoził z sobą, o godzinie 4tej po południu powziął zamiar zdobycia szturmem lub podstępem serduszka panny aptekarzównej w Błotniczanach. Była to zmienność, wobec której nasze niekonsekwencye