Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 425 —
ROZDZIAŁ  XXXVIII.
Pan jego zniknął, — w całéj tu stronie
Nikt o nim wieści nie dostał;
Wszystko zginęło, — ludzie, psy, konie,
On jeden w zamku pozostał.
Wordsworth.

Nigdy smutniejszych nie doświadczamy wrażeń nad te, jakie sprawia na umyśle naszym widok pustek i zniszczenia w miejscach, które widzieliśmy niegdyś ożywione ruchem i wesołością. — Zbliżając się do Osbaldyston-Hallu, spoglądałem na téż same okolice, któreśmy przebywali z Miss Vernon, wracając z Inglewood-place. Pamięć jéj towarzyszyła krokom moim; a gdym stanął na miejscu, gdzie ją po raz pierwszy ujrzałem; zdawało mi się, że słyszę jeszcze goń psów i odgłos myśliwskiéj trąby, — że widzę jéj nadobną postać, gdy zjeżdżała na dziarskim koniu z pobliskiego pagórka. — Lecz znikło złudzenie, kiedym wjechał na zarosły trawą dziedziniec, kiedym spojrzał na pozamykane drzwi i okna zamku. — Wszędy panowało głuche milczenie, — szczekanie psów, krzyki myśliwców, głośny śmiéch starego barona, gdy na czele licznego potomstwa wybierał się rano na polowanie, wszystko to ucichło, — i ucichło na wieki!
Przypatrując się tym opuszczonym gmachom, ze smutkiem i czułością rozmyślałem o zmarłych moich krewnych, chociaż za życia byli dla mnie zupełnie obojętnymi. Nagła śmierć tylu zdrowych i silnych młodzieńców, mimowolnym strachem przejmowała mój umysł; a lubo wracałem jako dziedzic do tychże samych murów, które nie dawno nakształt zbiega prawie opuścić byłem przymuszony, — jednak nie wiele mię to pocieszało; nie przywykły bowiem uważać