Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/412

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 406 —

drugie piętro. Sądząc, że śpieszy donieść Owenowi o mojém przybyciu, — poszedłem za nim. Lecz Owen nie był sam jeden, — rozmawiał z nim ktoś drugi.... był to mój ojciec.
Zrazu chciał zachować zwykłą powagę i spokojność umysłu.
— Cieszę się, — rzekł, — że cię widzę Franku, — ale czułość przemogła, — rzucił się w objęcia moje i zawołał: — Synu mój drogi! dziécię moje kochane!
Owen ujął mię za rękę i zalał się łzami. Była to jedna z tych chwil, które oko i serce łatwiéj pojmują, aniżeli ucho, — dziś jeszcze, po tylu latach, nie mogę wspomnieć o niéj bez wzruszenia. — Ale czuła twa dusza potrafi wyobrazić sobie to, czego słabe pióro moje skreślić nie zdoła.
Gdy już się nieco uspokoił pierwszy zapał radości, dowiedziałem się, że ojciec mój wrócił z Hollandyi wkrótce po wyjeździe Owena. Czynny i nie cierpiący zwłoki w działaniach swoich, przy rozległych stosunkach i nieograniczonym kredycie jaki posiadał, ułożył wkrótce interesa, które w oddaleniu jego zdawały się niepodobnemi do ułatwienia, i pośpieszył do Szkocyi, tak celem rozpoczęcia kroków prawnych przeciw Rashleighowi, jak z powodu licznych spekulacyj handlowych, które wymagały obecności jego w tym kraju. Przybycie mojego ojca ze znacznym zapasem gotowizny niezachwianym kredytem, (przez co wszelkie wypłaty w terminie mógł uskuteczniać, i korrespondentom swoim wielkie nadal zapewnić korzyści) zadało cios okropny domowi Mac-Vittie i kompanii. Słusznie rozgniewany niegodném obejściem się z piérwszym komissantem i zaufanym przyjacielem swoim, pan Osbaldyston odrzucił z pogardą ich podłe wymówki, wypłacił należną