Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 255 —

dał: — Gdybym spełnił żądanie twoje, wkrótcebym ujrzał, kto z nas ma większy powód lękać się sądowego wyroku; ale nie chcę zguby twojéj przyśpieszać. — Idź młodzieńcze pędzić wesołe chwile w świecie poetycznych urojeń; a zostaw interesa tym, co się znają na nich, i umieją je prowadzić.
Zdaje się, iż miał zamiar gniew mój coraz mocniéj rozjątrzyć; jakoż dokazał tego.
— Panie Osbaldyston, — rzekłem, — ta bezczelna zuchwałość na nic ci się nie przyda; powinieneś wiedzieć, że imię, które oba nosimy, nie cierpi obelgi; ja przynajmniéj nie dam jéj sobie wyrządzić bezkarnie.
— Rozumiem — chcesz mi przypomnieć tę, którą poniosłem, — odpowiedział Rashleigh spoglądając na mnie z wściekłością, — przypomnieć, kto mi ją zadał? — Czyliż mniemasz, że nie jest obecną pamięci mojéj ta chwila, w któréj śmiałeś podnieść na mnie swą rękę? Podobna obelga krwią tylko zmazana być może. Nieraz już spotkałem cię na drodze mojéj — zawsze stawiałeś mi przeszkody, i dziś jeszcze usiłujesz skrzyżować zamiary, których pojąć i ocenić nie możesz. Przyjdzie czas, że mi za to wszystko odpowiesz.
— Niech przyjdzie; znajdziesz mię na odpowiedź gotowym. — Ale dla czegóż w rzędzie zarzutów pominąłeś najważniejszy; żem dopomógł cnocie i rozsądkowi Djany Vernon w odkryciu haniebnych twoich zamiarów?
Na te słowa zdawało mi się, że czarne oko jego, ogniem na mnie miotało; poskromił jednak gniew i rzekł poważnie:
— Młodzieńcze! miałem inne względem ciebie widoki, mniéj niebezpieczne dla ciebie, a więcéj zgodne z dzisiejszém mojém powołaniem, i tém, do któregom się dawniéj sposobił; — lecz widzę, że chcesz koniecznie otrzymać