Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 248 —

o mil cztérdzieści, pięćdziesiąt, sto może, dla tego jedynie, aby miał szczęście towarzyszyć panu; i który szeląga więcéj nie posiada nad to, co w téj chwili otrzymał.
Przypominam sobie Treshamie, żeś raz powiedział o mnie: iż pomimo całego mego uporu, w pewnych okolicznościach, każdy zrobi ze mną, co zechce. W rzeczy saméj; zwykłem być uporczywym wtenczas tylko, kiedy przeciwne spotykam zdanie; lecz ilekroć nie widzę konieczności zbijania cudzych mniemań, dla uniknienia sprzeczki, ustępuję z łatwością. Wiedziałem dobrze, że Andrzéj jest chciwy, nudny i pełen niedorzecznéj próżności; ale jużem doń przywykł, i gadatliwość chytrego Szkota nieraz mię zabawiła; wreszcie w obecném mojém położeniu nie mogłem się obejść bez służącego. Rozmyślając przeto, co mam począć, zapytałem Andrzeja, czy zna wsie i drogi północnéj Szkocyi, dokąd podług wszelkiego podobieństwa wypadnie mi się udać w interesach mego ojca. Gdybym go w owéj chwili zapytał o drogę do raju, pewny jestem, że podjąłby się bez namysłu i tam mię doprowadzić; ale przyznać muszę, że jak się późniéj przekonałem, znał rzeczywiście prawie wszystkie miejsca, o których mi rozprawiał. Naznaczyłem mu więc pensyją, lecz zachowałem sobie prawo oddalenia go w każdym czasie, za opłatą z góry tygodniowych zasług. — Dałem mu w końcu przyzwoite napomnienie za przestępstwa, których się dopuścił, odszedł więc z miną na pół radośną, na pół pomieszaną, zapewne chcąc uwiadomić swego przyjaciela śpiewaka, który tymczasem w kuchni oczekiwał, jakim sposobem potrafił ułagodzić nieszczęśliwego młodzieńca.
Stosownie do przyrzeczenia, udałem się do pana Jarvie, burmistrza miasta Glasgowa. Sute śniadanie zastawiono w pokoju bawialnym, który był razem salą posłuchań zacnego urzędnika. Dotrzymał mi słowa; znalazłem Owena