Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 199 —

wielkie oddawał pochwały kaznodziei, który tego dnia właśnie miał kazanie; a gdy gospodyni ciągle potakiwała tym pochwałom; postanowiłem iść do kościoła, lecz wyznam, nie tak dla duchownego obroku, jako raczéj w nadziei powzięcia wiadomości o Owenie. Nadzieję tę ożywiało we mnie zaręczenie gospodyni; — że jeżeli tylko pan Ephraim Mac Vittie, zacny człowiek! nie rozstał się jeszcze z tym światem, nie omylnie zaszczyci dzisiaj przytomnością swoją kościół Baronii, a jeżeli ma gości u siebie, to i ci zapewne towarzyszyć mu będą. — Nie tracąc więc czasu, poszedłem z wiernym Andrzejem do owego kościoła.
Tą razą jednak mógłbym się był obejść bez przewodnika; tłum bowiem ludu, tłoczącego się przez ciasną nienajlepiéj brukowaną uliczkę, na kazanie najsławniejszego mówcy zachodniéj Szkocyi, wniósłby mię mimowolnie do samego kościoła. — Gdyśmy stanęli na wierzchołku pagórka, na którym jest zbudowany; zwróciliśmy się na lewo, i przez otwarte podwoje, weszliśmy na obszerny cmentarz, otaczający na około katedrę Glasgowa. — Gmach ten zajmuje swym ponurym ogromem, równie jak wytwornością gotyckiéj architektury; ale szczególna jakaś i uroczysta powaga, tak właściwie celowi budowy odpowiadająca, na przychodniu raz pierwszy ją zwiedzającym, niepojęte czyni wrażenie. — Co do mnie, takiém podziwieniem byłem przejęty, że przez kilka minut, mimo wszelkich usiłowań, Andrzéj nie mógł mnie wprowadzić do wnętrza téj katedry.
Chociaż pośród dość wielkiego i ludnego miasta, gmach ich przecież zdaje się, że leży w samotnéj pustyni. Wysokie mury oddzielają go z jednéj strony od pobliskich zabudowań; z drugiéj ciągnie się głęboki parów, na którego dnie niedostrzeżony okiem strumień, szumem swym dodaje nowego wdzięku temu czarującemu obrazowi; a wyniosłe i posępne jodły okrywające przeciwny brzég parowu, rzu-