Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 176 —

sobem wycofać się zręcznie z przykrego położenia, w które mię popędliwość moja wtrąciła; wtém spostrzegłem na stole męską rękawiczkę — spojrzałem na miss Vernon, żywy rumnieiec pokrył jéj policzki.
— Jest to jedna z moich relikwij, — odezwała się drżącym głosem, — rękawiczka dziada mego, którego wizerunek tyle panu się podobał.
Jakby sądziła, że czegoś więcéj potrzeba, abym uwierzył jéj słowom, otworzyła szufladę wielkiego dębowego stołu, a wyjąwszy drugą rękawiczkę, rzuciła przedemnie. Kiedy serce z natury otwarte i szczére, musi wezwać na pomoc fałszu, niepewne stąpanie po nieznajoméj drodze, prawie zawsze zdradza jego zamysły. — Rzuciłem okiem na rękawiczki, i rzekłem zimnym tonem:
— Podobne są, nie przeczę temu, i z kształtu i z rozmiaru; ale zdaje mi się, że nie należą do jednéj pary, bo obie z prawéj ręki.
Przygryzła wargi z niecierpliwości, a zapłoniona wstydem odpowiedziała:
— Wdzięczna jestem panu za naukę: — kto inny wniósłby może z tego, co usłyszał, że nie chcę dawać obszerniejszego tłómaczenia okoliczności, któréj zgłębiać nikt obcy niema prawa. Pan postąpiłeś szlachetniéj, boś mi dał uczuć nietylko nikczemność fałszu, lecz i to jeszcze, że fałszywą być nie umiem; — powiem więc istotną prawwdę: — ta druga rękawiczka nie należy do pierwszéj; należy do przyjaciela, który mi jest droższy, nad sam oryginał tego wizerunku Vandycka do człowieka, którego rady kierowały mną dotąd, i nadal kierować będą; którego szanuję i poważam, którego....
— Którego kocham! chciałaś pani dodać, — przerwałem uniesiony najżywszą zawiścią.
— A gdyby i tak było, — rzekła przybiérając ton du-