Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 130 —

ostatnie słowa, zniknął wszelki ślad niechęci z oczu Rashleigha, a usta jego oświadczyły mi zupełne zapomnienie przeszłości w sposób jak najgrzeczniejszy.
— Ja sam, — rzekł, — mam tak słabą głowę, że jeśli sobie pozwolę wypić cokolwiek więcéj nad zwyczajne trzy kieliszki wina, tracę przytomność i pamięć o tém co zaszło; — to samo właśnie trafiło mi się wczoraj, — przypominam sobie tylko jak przez sen, że była jakaś kłótnia, — ale o co? — i jak się skończyła? nie wiem. — Sądź więc kochany kuzynie, — dodał, ściskając mi rękę, — o mojém zadziwieniu, gdy widzę, że nie ja szukam przebaczenia, ale mnie proszą o przebaczenie. Nie mówmy już dłużéj o tém. — Byłbym nierozsądny, gdybym wchodził w szczegóły rachunku, z którego wbrew oczekiwaniu memu, wypada dla mnie należytość, zamiast obowiązku wypłaty. — Widzisz, że już zaczynam się tłomaczyć po kupiecku, i że się wprawiam nieznacznie do przyszłego powołania.
Chciałem coś odpowiedzieć, ale podniosłszy głowę, spostrzegłem Miss Vernon, pilnie słuchającą rozmowy. — Zmieszany i zawstydzony jéj widokiem, spuściłem znowu oczy, i nic nie mówiąc, usiadłem do stołu, pomiędzy kuzynami moimi, którzy ani na chwilę nie przerywali śniadania.
Stryj mój korzystając z okoliczności, zwrócił mowę do mnie i Rashleigha, i dał nam moralną naukę, — że czas już pozbyć się téj panieńskiéj, jak nazywał, skromności; — czas przyzwyczaić głowy nasze do znoszenia trunków, jak przystoi na dobrze urodzonych ludzi. — Radził zacząć od butelki porto na dzień, nie licząc wódki i marcowego piwa; a dla zachęcenia upewniał, — iż znał wielu nam podobnych, którzy z razu nie mogli znieść kwarty wina, a późniéj zachęceni dobrem towarzystwem i naśladując znamienite przykłady, tak się wprawili, że spełnić sześć butelek było