Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 123 —

najpiękniejsza z kobiét, miałażby kochać tę poczwarę, któréj tylko garbu nie dostaje, aby była tak szkaradną jak Ryszard trzeci! — a jednak te ścisłe związki, które ich łączyły podczas tych przeklętych nauk... ta miodopłynna, pełna ognia wymowa, obok grubéj ciemnoty wszystkich co ją otaczają... te jéj uniesienia nad talentami Rashleigha, których sama nawet nienawiść, jaką zdaje się być ku niemu przejętą, może dla tego tylko że ją opuścił, zatłumić nie zdołała... ale dla czegóż ma mnie to wszystko niepokoić, dręczyć?... czyliż Djana Vernon pierwszą jest piękną kobietą, która szaleje dla brzydkiego mężczyzny?... A choćby nawet nie kochała Rashleigha... choćby nie była zaręczoną jednemu z braci... cóż mi potém?... Katoliczka!... Jakóbitka!... Kirassyjer w niewieścim stroju!... o! chybabym zmysły utracił, gdybym choć na chwilę marzył o połączeniu się z taką istotą.
Takie i tym podobne uwagi rzucałem na płomień zawiści, który mię pożerał, przygasiłem go nieco; ale pozostał najgorszy humor, z którym wszedłem do jadalnéj sali, kiedy na objad zadzwoniono.






ROZDZIAŁ  XII.
Pijanyś, kłócisz się, pleciesz jak papuga;
Nie ma co mówić, — przedni z ciebie sługa!
Bezimienny.

Wspomniałem już parę razy, że główną moją wadą była niepohamowana duma, która mię na częste narażała upokorzenia; — jeszczem nawet nie pomyślał, że kocham Djanę Vernon, a przecież, jak tylko Rashleigh dał