Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 114 —

mu, co go tak żywo obchodzi; pewny jestem ojcze, że posiadasz zaufanie jego i że wezwałby niezawodnie łaskawéj twéj pomocy w téj osobliwszéj sprawie, gdyby pomocy téj potrzebował, — ale kuzyna naszego uznano niewinnym, i nikt niema prawa posądzać go o występek. — Co do mnie, niewątpię bynajmniéj o niewinności jego, a honor rodziny naszéj nakazuje nam bronić go mową i orężem, przeciw wszelkiéj potwarzy.
— Rashleighu! — rzekł ojciec spoglądając nań surowym wzrokiem, — bystry ptak z ciebie, — zanadtoś mądry dla mnie, — zanadtoś mądry i dla wielu innych; ale pamiętaj, aby ta mądrość nie wyszła ci na złe. — Dwóch głów pod jednym kapeluszem nie znajdziesz w całym herbarzu... — ale ponieważ mowa o herbarzu, pójdę trochę poczytać Gwillima.
Wyraziwszy to postanowienie, mój stryj tak głośno ziewnął jak bogini Duncyjady, i z równym skutkiem, bo każdy z olbrzymich synów jego ziewnął straszliwie, nim opuścił salę dla wyszukania właściwéj sobie rozrywki; Percy udał się do szafarza spróbować marcowego piwa, Thornkliff do lasu, wyrżnąć z parę smagłych kijów, — John polować na muchy, — Dick grać w cetno sam ze sobą, to jest prawą ręką przeciw lewéj, a Wilfred wyciągnąć się gdzie pod drzewem, i spać jeśli się uda, aż do obiadu; — wkrótce i miss Vernon oddaliła się do bibljoteki; Rashleigh tylko i ja zostaliśmy w sali, z któréj służący ze zwykłą sobie opieszałością i hałasem, uprzątnęli nakoniec reszty obfitego śniadania. — Korzystając z téj chwili, zacząłem mu wyrzucać sposób w jaki mię bronił przed ojcem, i nie zataiłem słusznéj urazy, iż chciał raczéj zniewolić stryja mego, aby pokrył milczeniem podejrzenie swoje, niż otworzyć mu oczy i wyprowadzić z błędu.
— Nie znasz mego ojca kochany kuzynie? — odpowie-