Strona:Walki w obronie granic 1-9 września.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mistrzowi pluton. Pędzi przez pola w krzaki, aby swego szefa wprowadzić w położenie. Wkrótce po tym wrócił.
Polacy strzelają z lasu do każdego pojedyńczego człowieka. Próbujemy, ile się da tłumić ich ogień naszymi karabinami maszynowymi. Nowy rozkaz. Okopać się, przygotować się do obrony aż nadejdą posiłki, albo ciężka broń. Więc do łopatek. Dzięki Bogu ziemia jest miękka. Wkrótce mamy potrzebną osłonę. Polacy nagle wstrzymali swój ogień. Lecz skoro tylko który z nas się podniesie, już gwiżdże pocisk z tamtej strony. Mamy jednak wrażenie, że nieprzyjaciel odchodzi. Jeszcze raz skaczemy pod osłoną naszych karabinów maszynowych. Docieramy do lasu i widzimy kilku Polaków cofających się. Stojąc strzelamy, po czym rzucamy się na ziemię i sapiemy.
Łącznicy, którzy powrócili ze sztabu dywizji, opowiadali nam potem, co tam zaszło. Sztab po zapadnięciu zmroku zajął stanowisko w jakimś dworze, wysuwając ubezpieczenia w kierunku naszej parceli leśnej i ku południowi. Około północy nadszedł polski pułk piechoty od południa, w odwrocie z Pszczyny, aby pod Oświęcimem przeprawić się przez rzekę. Jego wysunięte patrole zameldowały, że wieś jest obsadzona przez nas. Polacy zaatakowali, aby uchwycić w swe ręce mosty, przy tym napotkali naprzód ubezpieczenia sztabu a następnie sam sztab i spróbowali przesunąć się obok niego. W sztabie zginęło przy tym napadzie 3 oficerów i 13 żołnierzy, nie licząc rannych.