Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

SIOSTRA, zbliżając się do ławki:

Nie był pan wczoraj w kościele...

MŁODZIENIEC dźwiga głowę, którą trzymał opartą na prawej ręce. Lewa, grubym bandażem z waty i gazy owinięta, spoczywa w temblaku.

W istocie, nie byłem wczoraj...

SIOSTRA, idąc dalej:

To bardzo źle! Dziś operacja, a pan tak lekceważy...

MŁODZIENIEC, z uśmiechem:

Jesteśmy w kościele...