Strona:Walgierz Aryman Godzina (Żeromski).djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzecze Mściw:
— Nadaremnie, nadaremnie trwasz w uporze.
— Trwam.
— Jakież twe życie!
— Żyję.
— Zapomnij, przyjacielu, o tem, co nigdy już, przenigdy nie wróci.
— Jużem, przyjacielu, o tobie zapomniał i twoje imię już nigdy, przenigdy na wargi moje nie wróci.
— Harda twa mowa.
— Harda jest mowa kajdaniarzy.
— Ta to hardość bezrozumna mocno cię trzyma w skoblach i klubach.
— Ciebieby pęta czterykroć mocniejsze nie utrzymały, giermku Wiślimierzowy.
— Słuchaj mię! Potężny jest Wiślimierz. Naszedł przez sługi swe i włódarze dziedzictwo moje w borach. Otoczył tyn mój tynem straszliwym zbroic. Ile w tynie słupów, tyle chłopów przepotężnych wokoło postawił. A w jednej ręce sprawca ich miał kajdany z żelaza, w drugiej dary ze złota, twojego, bracie, skarbu ozdoby. Więc mi rozum męski nakazał przyjąć dary, uchylić czoła. Cóżem miał czynić, powiedz sam?
— Jużeś, zdrajco, powiedział.
Odszedł Mściw.
Snuje samotnik własną myśl, tkankę pajęczą. Spływa na myśli swej w jaskinię wewnętrznej ciemności, jak pająk na nici swej:
— Ach, cóż jest czyn?
Jakże nędzny jest czyn!