Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czność. Może przyjdzie jej dorosnąć i umrzeć w tej celi, którą nagle znienawidziła z całą potęgą gwałtownych uczuć.
Marcinowa jednak, która już parę razy sądzoną była, powiedziała, że zawsze tu jeszcze czas jakiś posiedzieć musi. Ale co będzie dalej?
Dowiedziała się wreszcie, że Maryś skazaną była do Osad rolnych. Widocznie czekano aż zbierze się kilkoro skazanych, ażeby odstawić ich do miejsca poprawy i kary. Tak rozumowały kobiety.
A Marcinowa upiwszy się, co jej się często zdarzało, pomimo regulaminu i dozoru więzienia, zaczęła na ten temat nad Marysią zawodzić, powtarzając:
— Chudziaczko, pójdziesz ty do Osad rolnych.
Marysia nie rozumiała znaczenia wyrazów, rozumiała to jedno, że będzie z nią zmiana jakaś. Podniosła głowę i błysnęła oczami rozgarniając włosy nad czołem.
— A co to osady? — spytała.
Marcinowa znalazła się w lekkim kłopocie, znała bowiem wyraz, ale nie jego znaczenie.
— To tam het na wsi, kajś za Warszawą — mruczała.
Maryś zamyśliła się, wlepiając w nią wzrok zdumiony.
Nie znała innego świata nad miasto, wiedziała wprawdzie, że są jakieś rogatki, bo sły-