Przejdź do zawartości

Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ożywczem, powietrze pełnem woni. Zaczął przypatrywać się oknom szarego gmachu, błyszczącym słońcem, jaskółkom fruwającym mu nad głową, motylom, które czasem w pogoni jeden za drugim okrążały go zygzakowatym lotem; jak dziecię wyciągał do nich ręce i śmiał się jak dziecię.
Uderzyła w niego fala ostatnia....