Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie potrafiłeś uszanować cudzego serca. Czy ta kobieta zwodziła cię, kłamała, czy obowiązaną była mieć wzrok dla ciebie jednego? Jeśli serce jej odwróciło się od ciebie, nie miałeś do niej prawa nienawiści, mogłeś cierpieć, nie powinieneś był przeklinać, ani stawać pomiędzy nią a szczęściem. Kiedym odjeżdżał, wówczas nie zapytałeś ani jej ani mnie, czyśmy cierpieli, poświęcałeś bez wahania drugich samolubstwu swemu.
— Jakto, zawołałem ugryziony w samo serce tą odpowiedzią, ty....
Ale nie było mi danem wiedzieć dokładnie co zaszło pomiędzy niemi, bo on odparł dumnie:
— Nie mówię o tem co było, ale co być mogło. A ona.... czy zatroszczyłeś się o nią kiedy?
— Cezary, Cezary! pytałem namiętnie, ty wiesz coś o niej, mów?
— Nie, odparł, wstrząsając głową. Ale ty! ty, coś ją zostawił wśród smutku i osamotnienia, nie masz prawa mówić o miłości. Miłość jest wierna, wytrwała, cierpliwa.
— Ona mnie nie kochała, ona kochała ciebie, któryś na nią nie zważał, zawołałem. Pradziwie przystoi ci dawać mi nauki.
Wypowiedziałem to pod wpływem rozdrażnienia, chociaż czułem na sobie wzrok jego tak głęboki, że przenikał na wskróś moję istotę