Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wrócił znowu na realne pole. Dotąd obalał mniemane dowody winy Jędrasa, i przyznać to trzeba zachwiał przekonaniem niektórych, teraz zajął się temi, które mogły wprost świadczyć o jego niewinności.
A mianowicie zapytał, jakim sposobem mógł on znajdować się przed karczmą kiedy wpadł tam koń Arona? Czyż ta okoliczność nie była stanowczym dowodem, iż zbrodni spełnić nie mógł. Nie ulega bowiem wątpliwości, iż koń ruszył z miejsca, w chwili, gdy Aron, uderzony śmiertelnie, spadł z wózka, a jak zwykle koń, gdy dom poczuł, biegł rączo. Jakimże sposobem Jędras mógł przed nim znaleść się w odległości wiorsty od miejsca wypadku? Chociażby przeciw niemu były daleko ważniejsze poszlaki niż te, jakie stawiano, jeszcze by to jedno obaliło je stanowczo.
Przekonanie, z jakim wypowiadał te ostatnie argumenta, było tak gorące, iż zaczynało udzielać się sędziom; sokoli wzrok obrońcy dostrzegł to szybko, zaledwie widoczny uśmiech tryumfu zaigrał na wargach jego. I nie poprzestając na uczynionem wrażeniu, zakończył swoją krótką, zwięzłą a przekonywającą mowę kilku dobitnemi słowami, przypomniał, ile razy pozory omyliły sprawiedliwość ludzką i żądał zupełnego uwolnienia swego klienta.
Dla wszystkich, znających dobrze fizyogno-