Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dopiero ugrupowane razem i przedstawione w jaskrawem świetle przekonań prokuratorskich.
Nie dziw więc, że młody adwokat skupiał całą uwagę, i wówczas, gdy prokurator odtwarzał malowniczo prawdopodobną scenę, jaka odbyła się w złowrogim lesie pomiędzy mordercą a ofiarą, on szukał słabych punktów w zestawieniu faktów, za pomocą których mógłby zwalić budowę jego dowodzeń.
Ruchliwa twarz jego przedstawiała wyraźnie pracę myśli i tak zupełne zainteresowanie się przedmiotem, iż nawet owe łagodne, siwe oczy spoglądały ku niemu daremnie i wzajem spojrzenia nie odbierały.
Jakże różnym od niego był podsądny, który siedząc za nim z opuszczoną głową, ze zwisłemi ramionami, wodził błędnym wzrokiem w około! Trudno było nawet rozeznać, czy interesowała go tu własna sprawa? czy też tylko na tych grubych, niepodatnych do zmian wyrazu rysach nie wypisało się to zainteresowanie? czy nie doznawał wrażeń? czy też wrażenia te złożonej natury były dla niego samego niezrozumiałe i nie przybrały dość konkretnej formy, ażeby wyryć się na twarzy? Zdawał się on więcej zdziwionym i olśnionym, niż niespokojnym; prawda, iż widział tutaj rzeczy, o których nie miał wyyobrażenia.
Jędras wychował się na pół dziko w leśnej ubogiej okolicy; od dzieciństwa pasał by-