Strona:Walerya Marrené - Na dnie życia.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odparł zmięszany, że mógł równie dobrze podrzucić go kto z obecnych, że mógł także być nieostrożnie wyrzucony z wózka, który przetrząsano.
W kieszeni jego było tylko kilka sztuk miedzianej monety i nowiuteńka czterdziestówka srebrna. Aronowa zawołała, że czterdziestówka ta pochodzi od jej męża, ale Jędras, który już odzyskał przytomność, wołał głośniej jeszcze, że już nie samą karczmę, ale widać i pieniądz żydzi wzięli w arendę, kiedy każdy z ich kieszeni pochodzić musi.
Nie było na to co odpowiedzieć; to też nie odpowiadano. Aronowa lamentowała, zawodziła, pawtarzała swoje, wymyślała Jędrasowi, i byłaby przyskoczyła mu do oczów z paznokciami, gdyby jej nie powstrzymano.
On przeczył wszystkiemu. Obecni pomimo to nie zdawali się wątpić o jego winie, i gdyby sprawę sądzono na miejscu, niezawodnie byłby źle na tem wyszedł.
I tutaj nie stała ona świetnie bynajmniej. Wszystkie pozory świadczyły przeciw podsądnemu, a nadewszystko obciążającą była okoliczność, iż szedł w stronę lasu przed wieczorem i nie umiał się z tego wytłumaczyć, że jego pałką widocznie zabity został Aron, a wreszcie, że u nóg jego znalazł się pugilares. Każdy z tych faktów był sam przez się wystarczający do potępienia oskarzonego, a cóż