Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była zupełną, nie można już było nic rozeznać; korzystałem z ciemności by rozerwać pieczątkę, bo czułem że rumieniec wstydu występował mi aż na czoło, a lękałem się, by jakie zwierciadło nie odbiło obrazu hańby mojej w chwili kiedym ją spełniał.
Rozerwawszy pieczątkę zatrzymałem się chwilę, w pół przerażony czynem, w pół szczęśliwy, że mi się już cofnąć niepodobna, ręce moje drżały tak mocno, iż zapałką nie mogłem dotknąć świecy, i długa chwila upłynęła zanim potrafiłem do tyla zapanować nad sobą, żem usiadł przed biórkiem i roztworzyłem jej list. We środku był drugi adres do Adryana R. Uderzyło umie imię i nazwisko, znałem tego człowieka oddawna i straciłem z oczów. Byliśmy kiedyś towarzyszami szkolnymi, w młodych latach on był najbliższym sercu memu, później rozeszły się drogi nasze, on poświęcił się pracy, nauce, wsławił się jako lekarz, ja zakopałam się w egoistycznem cierpieniu. Ale wówczas nie zastanowiłem się nad tym dziwnym trafem, jedyną myślą moją było, jaki węzeł łączył go z Augustą, i spojrzałem chciwie na jej pismo. List był długi, pisany zbitym lecz wyraźnym charakterem, znać było, że go skreślono jednym rzutem od razu, bez namysłu, jak każdy list serdeczny.
„Znowu zmiana w moim losie”, pisała Augusta, „znowu z innej strony, z pośród innych ludzi posyłać ci będę niezmienne myśli moje. Bo myśli moje przynajmniej są niezmienne, dzięki tobie, który otworzyłeś mi oczy, ukoiłeś zbolałe serce a umysłowi wytknąłeś kierunek. Nie sądź, bym kiedykolwiek o tem zapomnieć miała; w każdem trudnem przej-