Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w pracy i nauce, a nie zdołałem nigdy uśpić serca ani ukołysać myśli. Dziś już i do tego nawet zdolny nie byłem. Znękany i pokonany składałem broń, nie troszcząc się nawet czyli to nazwą odwagą lub tchórzostwem, nie dbając o sądy ludzkie, pragnąc jedynie zapomnienia bez końca i snu wiecznego bez marzenia. Ja nie wiem nawet, czym kochał w tej chwili kogobądż, nawet Augustę, myśl o niej było to coś jak gorące żelazo dotykające świeżej rany.
Długo tak zostawałem zatopiony w ciszy cierpienia, gdy podniosłem machinalnie oczy słysząc zbliżające się kroki, i ujrzałem przód sobą Józefa z dużą kopertą w ręku.
— Co to za list, spytałem tknięty jakiemś przeczuciem.
— To pani Augusta oddała na pocztę.
— Daj mi go, zawołałem, wyrywając mu prawie pismo z ręki, ja sam jutro będę na poczcie.
List był pod zwykłym adresem, schowałem go do kieszeni wstydząc się własnych myśli, lękając się zdradzić tej haniebnej pokusy, co mnie w ostatniej zwyciężała chwili. Kłamałem jeszcze przez czas jakiś walką przed samym sobą, bom z góry już wiedział że ulegnę. Po raz ostatni może miałem jej tajemnicę w ręku, mógłżem tak pozostać? Kto wie co tam miałem znaleźć? może uleczenie. Gdyby to słowo że mnie kocha; może sama Opatrzność dawała mi w rękę pociechę w chwili, gdy brzemię boleści stawało się nad siły. Czy powinienem był ją odrzucać?
Porwałem się z miejsca jak szalony, pobiegłem do swego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Noc