Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nieznośnemi, niepodobnemi prawie, bo nauki kapryśnie uprawiane i porzucane, były zabawką tylko, zabiciem czasu dla niespokojnego ducha.
Stawiając się w myśli własnej na piedestale męczeńskim, sądząc się o całe niebo wyższym od otaczającego świata, pyszniłem się niejako z ran ukrytych, jakby one były piętnem niepospolitości; duma zasłaniała mi oczy, a byłem rzeczywiście nieudolną i nędzną istotą, nieumiejącą nawet pokierować pierwszemi krokami mego dziecka.
Tymczasem córka moja zaczynała rok siódmy, potrzeba jej było koniecznie innej opieki, niż nierozsądnej i ubóstwiającej matki, ale zadanie wyszukania nauczycielki łatwem nie było. Ja, przyznaję, miałem rodzaj obawy i nieufności do tych biednych istot, tantalowych męczennic społeczeństwa, poświęconych nie z chęci i wyboru, ale z konieczności na twardy zawód nauczycielek. Świat otacza je i przyzwyczaja do zbytku, by lepiej mogły czuć niedostatek; umysł wykształcony, myśl wyrobiona, pozwalają im tylko głębiej czuć upokorzenia, któremi zawód ich jest zasiany. Zdobne nieraz wdziękiem i talentami na to tylko, by niemi błyszczały inne, trudno im znaleźć pośrednią drogę pomiędzy upadkiem a heroizmem.
Jednakże konieczność i zwyczaj ogólny, ten wielki zwycięzca miękkich i leniwych, zwyciężył niechęć moją, postanowiłem tylko baczną zwrócić uwagę na nauczycielkę mojej córki, a wybór jej zdałem na drugich a raczej na traf ślepy. Czy tylko traf ślepy dał mi poznać Augustę? Dlaczego właśnie ta