Strona:Walerya Marrené - Augusta.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, zawołałem, ty nie możesz znać miary boleści swojej, jak nie znasz miary mego ducha, siły serca i siły uczucia. Co wspólnego być może pomiędzy szczęściem twojem a moją niedolą.
— Mojem szczęściem? zapytał poważnie Adryan, zkąd wiesz o szczęściu mojem? Czy mówisz o faktach, czy o myślach?
— Zanadto trzymamy się, odparłem z wybuchem, niedostępnych sfer marzenia, wróćmy do rzeczywistości, która co chwila zadaje fałsz lodowatym teoryom twoim. Niech jutro usunie się od ciebie dłoń, na którą liczyłeś[1], niech cię zawiedzie uczucie na którem oparłeś przyszłość, a harde doktryny twoje ulecą pod, strasznem tchnieniem nieszczęścia.
— Mylisz się, po za granicami przypadków i faktów, leży świat idei niezależnych od nich. Serce moje, ciało moje cierpieć może, ale duch pozostanie niezmącony, dopóki będzie w zgodzie z samym sobą.
— Ale cobyś uczynił? pytałem dalej, popychany jakąś dziwną żądzą, chcąc koniecznie w nim poruszyć, jaką strunę boleści, zwątpienia, harmonizującą ze mną. Cobyś uczynił, gdyby ona cię nie kochała?
Adryan poruszył się na te słowa, jakby żelazem gorącem dotknięty, wargi jego zbladły i zadrgały, ale po chwili wyrzekł znowu spokojnym choć cichym głosem.
— Czy chcesz mówić o Auguście?
Skinąłem tylko głową.

— Czyż sądzisz, że kochanym być mogę? Że kochanym jestem?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; winno być Niech jutro usunie się od ciebie, dłoń, na którą liczyłeś lub Niech jutro usunie od ciebie dłoń, na którą liczyłeś.