Przejdź do zawartości

Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do głębi, podczas gdy Franc ciągle gadał i coraz silniej wpijał swe paznogcie w ramię Janka.
Tak idąc obeszli do koła pałac i wkrótce Franc z Jankiem stanęli na ganku, gdzie na krześle siedział otoczony oficerami rotmistrz von Lampe. Można wyobrazić sobie, jak się tem przeraził biedny chłopiec. Rotmistrz von Lampe obaczywszy Janka, wlepił w niego swe maleńkie siwe oczka i uśmiechając się swoim zwyczajem szydersko, zapytał Franca po niemiecku.
— Skąd jest ten chłopiec? — ja go gdzieś widziałem.
— To jest wielki hultaj, panie rotmistrzu — odrzekł Franc — wczoraj wieczorem w Łęgonicach kazał go jenerał zamknąć do piwnicy za to, że ukradł jakieś tam papiery.
— Aha, przypominam sobie — ale skąd on się tutaj wziął?
— Ja to panu rotmistrzowi opowiem — prawił Franc, prostując się — to wielki jest łotr ten mały Polak. Otóż jenerał kazał go zamknąć do piwnicy, choć mnie się to nie podobało, bo tam w tej piwnicy są dobre wina, bardzo dobre wina, prawdziwy Tokaj, i ten mały hultaj mógłby je wypić, a może nawet się upić. Wiadomo zaś panu rotmistrzowi, że wino, wogóle gorące trunki są niezdrowe dla dzieci, co mówię niezdrowe, szkodliwe nawet...