Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pardon mala Polak, pardon... nie strzelać, ja krzyczeć pardon!
I stanął i spuścił szablę na dół. Janek nie odejmując karabinka od oczów, zawołał:
— Rzuć szablę na ziemię!
Franc posłuszny rzucił.
— Teraz zejdź z konia.

Franc zeszedł. Janek kazał mu iść ze sobą i ruszył ku stronie, gdzie widział przed chwilą księcia Józefa. Ale nie ujechał daleko, gdy nagle uczuł wielki ból w lewem ramieniu, zamroczyło mu się w oczach, zachwiał się i upadł z konia bez czucia na ziemię.