Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na Romna i Mokrynę i związali im ręce i nogi. Wówczas ojciec krzyknął:
— Obnażyć ich i przykrępować do drzewa!
Spełniono ten rozkaz natychmiast. Romno w ponurem milczeniu, ze strasznie ściśniętemi zębami, z wzrokiem dzikim, okropnym, dał ze sobą wszystko robić — ale Mokryna poczęła błagać ojca, by jej przebaczył.
— Zmiłuj się królu — wołała — daruj mi winę! Jak pies będę ci wierną, proch z ziemi przed tobą ścierać będę, jeno mi przebacz!
— Niema przebaczenia dla zdrajców — odrzekł ojciec.
Wówczas Mokryna wykrzyknęła to straszne przekleństwo:
— Oby twoje dziecko tak mnie kiedyś błagało i obym mu tą samą wypłaciła monetą!
Niestety! miało się to niedługo sprawdzić. Och! czemuż mój ojciec wtedy nie przebaczył tej szkaradnej, tej mściwej kobiecie — wieleżby cierpień przez to był usunął z drogi swego syna!
Kiedy już oboje winnych obnażonych przywiązano do dwóch drzew, ojciec kazał zbudzić cały obóz, rozpalić wielkie ognisko, żeby było widno, naciąć grubych prętów i smagać Romna i Mokrynę.
Bito ich bez litości. Dwóch silnych mężczyzn stanęło koło każdej ofiary i smagało niemiłosiernie w obliczu całego obozu. Mokryna zlana krwią, jęcząc nieludzkim głosem, nie wytrzymała długo