Strona:Walery Przyborowski - Bitwa pod Raszynem.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drzwi w głębi, które to drzwi zostawił nieco otwarte, dlatego, żeby mieć trochę światła w maleńkiej, ciemnej izdebce, do której teraz wszedł. Tu namacał łóżeczko swoje i usiadł na niem, nie zapalając wcale świecy i w głęboką pogrążył się zadumę. Wprost niego znajdowało się okno, przez które widział drzewa sadu, krwawo oświecone od wielkiego ogniska, jakie rozpalili w środku ogrodu żołnierze. W pokoiku była cisza zupełna, ze dworu tylko dochodził jednostajny plusk deszczu, gwar żołnierzy i rozmowa oficerów z sąsiedniej komnaty. Przez uchylone drzwi, widział Janek, bo tak się nazywał chłopiec, koniec szabli jednego z oficerów, gorejącej wielkim blaskiem od świec. W swej samotnej zadumie patrzał się na krwawe drzewa od krwawego ogniska, na ową szablę świecącą jak roztopione srebro, nadsłuchiwał plusku deszczu i żywej rozmowy oficerów.
A miał biedaczek o czem myśleć. Sierota, żyjący na łasce bogatego stryja, który w obawie bliskiej wojny, przed kilku dniami wyjechał za granicę z całą rodziną, został Janek prawie sam jeden w tym wielkim dworze, zapomniany i porzucony na wszystkie niebezpieczeństwa czasów wojennych. Oprócz niego była jeszcze we dworze stara klucznica Boguszewska, która wobec nagłego najścia wojsk austryackich na Łęgonice, zajęta wydawaniem żywności, nie miała ani chwili wolnej do pomyślenia o Janku. Reszta służby rozbiegła